Czas na jedną z tych śmieszniejszych opowieści. 

    Czwartek. 9.00 rano. Zajęcia: Muzeum Postnaturalne. I ja. W piżamie, z miską płatków obok laptopa, gorączkowo szukam notatek do mojej prezentacji. Prezentacji, którą miałam przedstawiać jako ostatnia, ale robię to jako pierwsza, bo tak zarządzono. Więc mówię. Mówię coś, cokolwiek... Zupełnie bez sensu, bo obudziłam się piętnaście minut wcześniej. Boże jak dziwnie mi się spało poprzedniej nocy, noga mi zmarzła i śniła mi się moja nauczycielka polskiego z liceum. Ale pora opowiedzieć trochę o ruchu mający na celu dekolonizację Muzeum Historii Naturalnej w NY. zacina mi się prezentacja i wszyscy słyszą jak się denerwuję. Za przeproszeniem kurwica może człowieka trafić przez te durne Teamsy. Boże... Nareszcie udało się wyłączyć udostępnianie ekranu i grupa nie widzi już tapety z moją ulubioną animacją. Generalnie nie było tak źle. Co może jeszcze się zdążyć? - myślę... 

     I w tym momencie mój przemiły wykładowca prosi mnie o udostępnienie filmu na YT, który podsumuje moja wypowiedź. Więc ja udostępniam. I nagle widzę, że to nie ten link. Że na grupowym czacie wrzuciłam coś zupełnie innego niż miałam. Za późno. Wykładowca klika i z jego głośników rozlega się dźwięk świątecznych dzwonków, a następnie anielski głos Ariany Grande, która śpiewa "Santa tell me". Nieeeeee, krzyczę niemo bo zapomniałam, że mam wyłączony mikrofon. Nie. Krzyczę znowu, tym razem już włączając mikrofon. To nie ten link! Wykładowca śmieje się po drugiej stronie. Grupa zapewne kiśnie i zwija się ze śmiechu w swoich domach. Ja czerwona. Dobrze, że mnie nie widać bo mam na sobie pidżamę w świąteczne pingwiny. Lol. Wreszcie wysyłam dobry link. Wrzawa ucicha. Na koniec słyszę tylko jeszcze od wykładowcy: Pani Dario, niech się Pani nie martwi jest grudzień. Można już słuchać Ariany Grande.

Brak komentarzy: