Dla tych, którzy kiedyś się zastanawiali... Kończąc 21 lat nadal czujesz się jak wtedy, gdy masz 20. Nikt nie daje ci tyle ile masz, wyglądasz może na 16. Chyba, że gdzieś tam w akcie rozpaczliwej potrzeby pomalujesz usta na czerwono. Tylko, że takich chwil, w których możesz to zrobić nie jest specjalnie dużo. Nie zawsze wypada. A przede wszystkim, masz ważniejsze rzeczy na głowie niż szminka w krwisto czerwonym odcieniu, dzięki której będziesz wyglądać jak milion dolarów. Brak ci czasu na medytację, na to by coś narysować, by napisać cokolwiek. Jesteś zmęczona. Nie tak jakbyś kończyła 21, a 31 lat.

      Czasem tak jest, że masz trochę zbyt dużo na głowie. Sesja była ciężka zawsze nie tylko teraz, ale te dwa semestry wstecz również. Jednak ta wydaje ci się cięższa niż dotychczas. Może dlatego, że to nie jest już tylko twoja sesja.

      Masz dom. Na szczęście nie masz jeszcze pracy, dzieci i kredytu, bo byś zwariowała. Jesteś wielozadaniowa. Jednocześnie sprzątasz, gotujesz i uczysz się. Ale zawsze mogło być gorzej. Przynajmniej teraz jesteś już zdrowa. Zdrowa? Więc dlaczego, niemal każdego wieczora kładziesz się spać ze ściśniętym sercem i klatką piersiową, która nie może wziąć pełnego oddechu? Dlaczego dusisz się siedząc na kolejnych zajęciach albo jadąc autobusem. Ale tak naprawdę nikt tego nie widzi. Dusisz się tylko w swojej głowie, martwiąc się o terminy kolejnych zaliczeń i brudne naczynia w zlewie.

     I zastanawiasz się, gdzie był ten czas z liceum, kiedy mogłeś czuć się bezpiecznie. Mrówki w kuchni nie były twoim problemem, tylko twojej mamy. Mój boże jak bardzo jej wtedy nie rozumiałaś... Mogłaś spać spokojnie wiedząc, że ktoś cię obudzi rano, delikatnie pukając do twoich drzwi. Owszem martwiłaś się o testy i o egzaminy, i nigdy nie było czasu na serial, czy dobrą książkę, a jednak obiad zawsze czekał w domu. I to nie ty musiałaś go robić. Chciałabym zapytać, gdzie podział się ten czas, ale przecież wiadomo, że uciekł i już nie wróci.

      Mam wrażenie, że wiek wymyka się jakoś naszemu pojmowaniu. Nie tylko nie mamy nad nim kontroli, tak jak nie mamy jej nad przemijającym czasem. Jednak liczba lat jeszcze bardziej przecieka nam przez palce. Stojąc cały czas w jednym miejscu, nie zauważamy jak ktoś delikatnie przesuwa nas po planszy, a my bezwiednie się temu poddajemy. Najpierw nie czujemy się zbyt dojrzali, pragnąc tej dojrzałości, osiągając ją zastanawiamy się gdzie podziała się beztroska liceum...
Można powiedzieć, że jest owszem. Tylko nie w styczniu i nie w czerwcu.

      Wcześniej miałaś tort, prezenty i przyjęcie wypełnione irytującą rodziną. Dziś masz szybkie życzenia, rzucone w biegu między kolejnymi zajęciami. Drobne prezenty od przyjaciół, którym jesteś wdzięczna, że nie zapomnieli. I jedną woskową świeczkę, którą samotnie zdmuchujesz wieczorem, zastanawiając się czemu, lub komu tym razem ofiarować swoje jedyne życzenie?

     W tym roku nie mogłam się zdecydować. Chciałabym chyba zbyt wiele. Zbyt wiele spokoju i ciszy. Zbyt wiele zdrowia i szczęścia. Zbyt dużo odwagi i siły. Zbyt wiele czasu. Dla siebie. Czasu, w którym wcale nie musiałabym być dorosła. W którym ktoś o mnie pomyśli, tak samo jak ja myślę o innych. Gdzie będę miała pewność, że nawet gdy jestem chora, jest ktoś kto się mną zajmie, i nie będę się wtedy czuła bezużyteczna. Chciałabym czasu, w którym mogłabym płakać głośno, godzinę lub dwie, wylewając swoje emocje i wycierając je w chusteczki, które później spalę. Takiego, który pozwoli mi na dokończenie książki, nie tylko tej czyjejś, lub na najprostsze zadbanie o siebie.

     Wreszcie marzę o czasie w którym będzie trochę mniej problemów i strachu, a trochę więcej uśmiechu i ciepła. I tyle snu w ramionach mojego męża, ile tylko zapragnę.

Brak komentarzy: