" Wszystko co potrafię, to być mną, ktokolwiek to jest"
~ Bob Dylan

      Opowiem dziś historię pewnej harmonijki. Nie liczyć się będzie jednak: jak wygląda, jak brzmi, ile kosztowała i, że jest produkowana od 1896 roku, choć niewątpliwie jest to spore osiągnięcie. Opowiem wam o mojej Marine Band. A raczej o tym, co dzięki niej zdobyłam...
      Historia nie jest zbyt długa, a zaczyna się od chęci gry na harmonijce nieco lepiej niż dotychczas i od szalonej decyzji, że pora na nową i lepszą harmonijkę niż Silver Star. Bo nie oszukujmy się w duszy każdego człowieka, który choć odrobinę zauroczony jest muzyką pobrzmiewa chęć doskonalenia się, nawet jeżeli nie grasz na tak szlachetnym instrumencie jak fortepian. Nie każdego na fortepian stać, podobnie jak nie każdy może jeździć najnowszym Ferrari. A ja nawet gdybym mogła, to chyba i tak wybrałabym hulajnogę. Dlatego od pierwszego wejrzenia zakochałam się w nowej harmonijce, o znacznie czystszym brzmieniu niż poprzednia. 
      Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o mojej rodzince, która mimo niższej tonacji znienawidziła ten instrument równie mocno, co poprzedni. A przecież nikt nie nauczy się grać w ciągu godziny. Okazało się jednak, że mimo iż ze strony najbliższych doświadczyłam chłodnego przyjęcia, zdecydowanie ciepło przyjęli mnie przyjaciele. Tak naprawdę nie słysząc jak gram, zostali moimi pierwszymi psychofanami, a to bardzo miło mieć takich fanów, szczególnie jak nie jesteś najlepszy w tym co robisz. 
      Lecz dopiero niedawno odkryłam prawdziwą magię Marine Brand, gdy siedząc w domu z moim mężem po raz pierwszy dałam mu spróbować zagrać. I pomimo, że odrobinę się zapowietrzył, to muszę przyznać, że dmuchał z prawdziwą pasją, zupełnie jakby na szali stawiał swoje płuca. I kiedy tak siedziałam, i patrzyłam jak uczy się grać, i jak ja uczę się razem z nim zrozumiałam, że mogę naprawdę fałszować, a on i tak mnie nie zostawi. No chyba, że akurat pójdzie wyjaśnić sąsiadów. 
      Bo właśnie o to chodzi, że nie zawsze musisz grać idealnie. Ważne by było z kim grać, nawet jeżeli czasem oboje nie trafiacie w te dźwięki co trzeba. I w takich chwilach można być naprawdę szczęśliwym. Wystarczy śmiech tej drugiej osoby oraz pewien naprawdę niewielki instrument.
      Wielkie dzięki Marine.
      

Brak komentarzy: