Patience is a fruit that only grows under trials.
~ Joyce Meyer
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że prowadząc blog o cierpliwości, jeszcze ani razu o niej nie wspomniałam. I dopiero teraz po prawie stu napisanych felietonach piszę ten, w całości poświęcony temu, o czym powinnam napisać już bardzo, bardzo dawno.
Zacznę od tego, że nigdy nie należałam do osób specjalnie cierpliwych, a wręcz przeciwnie, bardzo często chciałam mieć wszystko na już, na teraz. I dopiero życie, i kolejne próby jakie mnie w nim spotykały nauczyły mnie tego, że tak naprawdę nie mamy prawa niczego oczekiwać od świata czy losu. I może zadziwię was odrobinę, ale powiem, że cała ta opowieść zaczyna się właśnie od oczekiwań.
Umówmy się, że moje dzieciństwo nie wyglądało zbyt kolorowo. Odkąd pamiętam, w szkole miałam więcej oprawców, niż przyjaciół, a zdarzały się miesiące, bądź nawet lata, że nie miałam przyjaciół wcale. Szczególnie nie wtedy, gdy ich potrzebowałam. Problem tkwił nie tylko w świecie, który z jakichś powodów mnie nie akceptował, ale również we mnie. Problem polegał na tym, że miałam zbyt wielkie oczekiwania. Że od zawsze oczekiwałam ideału.
Jak możecie się spodziewać moja cierpliwość do życia była znikoma, bo po co żyć, jeśli nie masz dla kogo, jeżeli nikomu na tobie nie zależy. I dlaczego inni mają mnóstwo znajomych i stuprocentową akceptację rówieśników? Cóż, życie nie jest zbyt sprawiedliwe. Albo może jest, ale dopiero z czasem dostrzegamy, że nawet nasze złe doświadczenia determinują wszystkie dobre rzeczy jakie spotkają nas w przyszłości.
Moja mama mawiała: "Znajdziesz ludzi, którzy będą cię rozumieli w liceum, albo na studiach". Wiecie mając dziesięć lat dość ciężko w to uwierzyć i ciężko czekać kolejne dziesięć lat na prawdziwych przyjaciół. A potem dziesięć lat mija tak szybko, że człowiek nawet nie zdąży się zorientować. I rzeczywiście zarówno w liceum, jak i teraz na studiach mam doskonałą paczkę przyjaciół. Mogę pójść o krok dalej. Mam również człowieka, który akceptuje mnie w stu procentach, który mnie kocha i wspiera, jest zawsze, gdy tego potrzebuję, i który oprócz tego, że jest moim mężem, jest również moim najlepszym przyjacielem. Wystarczyło poczekać.
No właśnie, rezygnacji z oczekiwań uczy czas. I nie chodzi o to, żeby niczego nie chcieć od życia, ale żeby zaufać i pozwolić mu toczyć się własnym torem. Chodzi o to, by wszystkie złe doświadczenia zamienić w dobre, by nauczyć się czegoś na podstawie każdej naszej porażki, by przekuć wszystkie nasze wady w zalety bez których świat nie będzie wstanie się obejść. Wreszcie chodzi o to, aby niczego nie szukać na siłę i absolutnie z niczym się nie spieszyć. By dać sobie czas. Na idealnych przyjaciół, związek, czy wymarzoną pracę.
Co robić w tym czasie? Zająć się sobą. Przyjrzeć się sobie i odnaleźć te cechy, które czynią nas wyjątkowymi, by później rozwinąć je. Zaprojektować, a następnie stać się najlepszą wersją siebie. Bardziej otwartą, twórczą, troskliwą, pomocną, a może właśnie cierpliwą. Wtedy wszystko, co kiedykolwiek chcieliśmy osiągnąć samo do nas przyjdzie.
Jest to jednak proces ciągły. Nie da się go zakończyć za życia, bo przecież zawsze możemy być odrobinę lepsi dla ludzi i świata, niż jesteśmy obecnie. Cały czas będziemy uczyć się tego, jak być cierpliwym, jak radzić sobie w określonych sytuacjach i jak czasami puścić ster oraz pozwolić na to, by ślepy przypadek pokierował nami następnym razem.
Mnie cierpliwości uczą właśnie ludzie, których spotykam każdego dnia. Nie tylko moi przyjaciele, którzy mówią: "Nie przejmuj się tym", albo " Odpuść". Nie tylko mój mąż, który prosi czasem bym wzięła głęboki wdech, przestała się bać i po prostu zaufała. Uczą mnie jej również: panie z dziekanatu, pani Krysia w tramwaju, pan Roman z sąsiedztwa, czy też ten gołąb, co to właśnie postanowił załatwić się na moim parapecie.
Wydaje mi się, że coś się zmieniło. Że ja się zmieniłam, dojrzałam odrobinę, choć moje pluszaki, których wciąż przybywa mogą śmiało świadczyć o czymś zgoła innym. Jeżeli jednak tak jest i jeśli dziś mam odrobinę więcej cierpliwości niż wczoraj, to dzieje się tak właśnie dzięki wam.
Bo jak to, ostatnio powiedział mój mąż: "Wszystko co jest Ci potrzebne masz już tutaj, w swoim sercu". Więc wystarczy je tylko otworzyć na wszystko co nas spotyka.

Brak komentarzy: