Wszyscy powinniśmy przynajmniej raz w życiu dostać owacje na stojąco,
bo przecież każdy z nas zwycięża ten świat.
~ Auggie


      Stosunkowo rzadko ustosunkowuję się tutaj do tego, co akurat czytam. Powody są dwa. Pierwszy - tak jakby nie od tego jest ten blog. Drugi - w ciągu roku wpada mi w ręce tyle książek, że musiałabym założyć osobnego bloga z recenzjami. Sądzę jednak, że tym razem warto jest zrobić wyjątek.

      Augusta Pullmana poznałam już parę miesięcy temu, podczas seansu filmowego, który kilka razy wycisnął mi łzy z oczu. Wówczas poruszyła mnie jego odwaga, niezłomność, przyjaźń, oddanie oraz poczucie humoru. Zakochałam się w chłopcu o zdeformowanej twarzy, chadzającego wszędzie w kasku kosmonauty. Oczarowały mnie: jego mądrość, jego serce oraz miłość do Gwiezdnych Wojen, która znacząco wychodziła poza skalę. (Mam podobnie.)
      Sięgając po książkę liczyłam na to samo. Tymczasem dostałam znacznie więcej. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że historia "Cudownego chłopaka", to nie tylko historia Augusta. To również historia jego rodziny, bliskich i przyjaciół. To opowieść o wszystkich tych ludziach, których udało się zmienić dzięki wielkiemu sercu małego chłopca. Polubiłam wszystkich, pokochałam większość. Prawdę mówiąc, czytając czułam się, jakbym dołączyła, do tej niezwykłej, pełnej ciepła i bezwarunkowej miłości rodziny. Rodziny, która patrzy znacznie głębiej niż zwyczajni ludzie i która potrafi dostrzec piękno tam, gdzie teoretycznie go nie ma.
 
     Gdybym miała dzieci zadałbym im tę książkę, jako lekturę obowiązkową. Choć mam wrażenie, że nawet oporny dzieciak, już po kilku stronach, zostanie na dobre pochłonięty i nie trzeba będzie stosować jakiegoś szczególnego przymusu (przetestuję na młodszym bracie). Ale polecam ją w zasadzie wszystkim, niezależnie od wieku. Bowiem od bardzo, bardzo dawna, nie czytałam tak pięknej, pełnej ciepła i nadziei opowieści.
   

Brak komentarzy: