Jako pierwsze orzeczenie w tej sprawie, muszę napisać, że to wcale nie jest tak, że ja się panicznie boję dentysty. Znaczy boję się panicznie, ale to nie tylko o to chodzi. Bo przecież wszyscy wiemy, że jak ktoś został dentystą to w 95% przypadków jest psychopatą, borykającym się z trudnym dzieciństwem, tudzież przemocą w latach szkolnych. I został dentystą tylko dlatego, żeby do końca życia gnębić i straszyć ludzi.
Bo oto właśnie przychodzi człowiek do dentysty, na najzwyczajniejszy w życiu przegląd. W drzwiach myśli jeszcze o tym jakie to ciastko zjeść sobie na deser, ale po minucie to myśli już tylko o tym, żeby nie stracić języka. Wtedy nie liczy się już absolutnie nic ponad to że: omatkoboska! jakie to wiertło wielkie, czy znieczulenie już zaczęło działać i ten ssak proszę pana to mi zaraz wciągnie moją śliniankę.
Nie mam pojęcia jak to się dzieje, ale zawsze jak przychodzę "tylko na przegląd" to dziwnym trafem znajdują mi trzy chore zęby, w tym jeden do kanałowego, jakiegoś gnoja który ośmielił się ukruszyć i problem z ósemkami które najpewniej będzie trzeba usunąć.
O zgrozo jak mi o tym dentysta zaczął opowiadać to prawie skorzystałam z karty ucieczki, to jest prawie zemdlałam. Dentysta, bardzo miły, kazał mi ustawić się do zdjęcia, uśmiechnąć się ładnie, a potem na rentgenie ogląda sobie moje zacne zęby i mówi: nie no to się tu nie zmieści. Droga pani tu trzeba będzie naciąć kość, naciąć dziąsło, naciąć tego zęba i go wyciągnąć.
Droga pani wyłączyła się jak usłyszała: że to się nie zmieści. Przy następnym zdaniu już z wolna traciłam przytomność. Jeszcze trochę a musiałby mnie wachlować i cucić solami trzeźwiącymi.
Ja wiem, że ja jestem absolutnie największą amebą dentystyczną, bo żeby mnie zęba zrobić to ja się najpierw dwa tygodnie przygotowuję na to psychicznie, a potem dwa tygodnie liżę rany. Po znieczuleniu rzecz jasna...
Z drugiej jednak strony to jest niezwykle zabawne uczucie jak ci tak drętwieje połowa wargi albo płatek nosa, albo co gorsza podniebienie.
Raz właśnie po takiej wizycie wybrałam się na zakupy i pan przy kasie tak na mnie dziwnie patrzył.
- 12, 50 - mówi.
A ja na to, czy można płacić kartą?
Kiwnął głową, po czym wreszcie nie wytrzymał i pyta: Czy wszystko w porządku?
Ja w głowie analizuję, co takiego może być ze mną nie w porządku. W końcu sobie przypominam, uśmiecham się czarująco ( unosi się tylko jeden kącik ust, drugi pozostaje nieruchomy).
- Nie proszę pana - odpowiadam najuprzejmiej na świecie. - Jestem po wylewie...
ZARZENOWANIA

Brak komentarzy: