Drogie moje baranki, na tym pustym pastwisku wierności względem czytelników. Ja wiem, że to wygląda tak, jak bym od jakiegoś czasu przestała podlewać nasz zielony trawnik, albo co najmniej  zapomniała zapłacić za czynsz mojemu szamanowi, co to tańce deszczu odtańcowuje.
Wiem, że porzuciłam was, na znaczny okres czasu, nie mniej jednak nie porzuciłam was z przyczyn błahych.
To nie tak.
Są czasem takie okresy w życiu, kiedy człowiek ma trochę bardziej pod górkę niż z górki i wtedy zdecydowanie łatwiej jest siąść z laptopem i odpalić Netflix, aniżeli zmusić się do naskrobania kilku słów. Są takie momenty, kiedy trzeba zmusić się do najprostszych czynności (wstać, ubrać się i zjeść coś), żeby w ogóle móc jeszcze żyć. Czasami nie da się wbiec na górę, można jedynie człapać, za sprawą nieodpowiedniego obuwia.
Tak właśnie czułam się przez ostatnie miesiące. Jak bym założyła klapki, na wyprawę w Tatry. A wszyscy wiemy, że to raczej nie jest zbyt dobry pomysł.

Nie mniej jednak odważyłam się do was wrócić. Nie wiem jak będzie z regularnością tekstów, ani z tematami jakich się tutaj podejmę. Na razie zawieszam moje Warsztaty z Bycia Wariatem. Prawdopodobnie wrócę do tego cyklu za jakiś czas, ale chwilowo mam w głowie nieco inny, poważniejszy projekt.

W tym celu stworzę zupełnie nowy blog, o którym szczegółowo opowiem wam już wkrótce. Na razie jednak pozostaje on tajemnicą, więc ciiiii.
Jeśli martwicie się o to, czy znów gdzieś nie zniknę, to spokojnie. Nie mam takiego zamiaru. Zatrudniłam szamana na stałe, już więcej nie uschnie nam trawa. ;)

Na tym blogu będę zapewne publikować moje codzienne zmagania z różnorodnymi aspektami życia, tudzież czasami będę przemycać wam jakieś niezwykle ważne i porywające tematy...

Do napisania, do przeczytania

Brak komentarzy: