Czy czasami też kiedyś mieliście (nierealne) marzenia, których nie mogliście spełnić, a które były  blokowane jedynie przez was samych... W zależności od tego, jaką postawę przyjęliście dla świata, pewna rzecz wydawała wam się nieodpowiednia? Nie koniecznie powinniście ją robić?
SAME

Weźmy mój przykład. Ogólnie rzecz biorąc jestem chłopczycą. Nie do końca z własnego wyboru, raczej z wygody. Dżinsy zamiast sukienki, trampki zamiast butów na obcasie, w opozycji do długich włosów - krótkie, albo może nawet, bardzo krótkie. Wygodniej jest chodzić w luźnej bluzie i dresie, nie mieć problemów z odciskami palców i nie musieć zmywać tapety co wieczór. Ale co jeśli, czasem mam ochotę założyć kieckę?
Cóż najczęściej wkładam ją, tylko po to, by po niespełna pięciu minutach znowu ją zdjąć i założyć spodnie. Gdy mam ochotę się pomalować, po skończonej robocie patrzę w lustro, mówię: "nie" i zmywam z siebie całe to tałatajstwo. Zwyczajnie wydaje mi się, że to wszystko nie pasuje już do mojego wizerunku. I może faktycznie mam racę, bo najbardziej czuję się sobą: w rozciągniętej piżamie w gwiazdki, kapciach liskach i niebieskim szlafroku.
Ale nawet taka chłopczyca jak ja marzy czasem o sukni balowej. Takiej do ziemi i z mnóstwem falbanek. Takiej, która mogłaby z gracją sunąć po posadzce... Nie po to, by wyglądać zjawiskowo. Nie.
Po to, by zwyczajnie raz w życiu poczuć się cudownie. I nie, nie chcę jej pokazać całemu światu, nie chcę wyjść w niej przed tłum ludzi. Chce tej sukni jedynie dla siebie, dla jednego spojrzenia w lustro, jednej drobnej chwili, w której mogłabym przekonać się jak to jest.

Sądzę, że większość z nas ma swoją suknię balową. Jakąś jedną rzecz, którą chciałby posiadać lub zrobić. Nie dla innych ludzi, lecz dla samego siebie. Żeby choć raz poczuć się naprawdę wyjątkowo.
A jednak można to osiągnąć w znacznie prostszy sposób. Znacznie mniejszym kosztem.

Na wymarzoną kieckę musiałabym wydać setki, jeśli nie tysiące złotych, prawdopodobnie tylko po to, by następnie przekonać się, że jest ona naprawdę niewygodna. Gorset zbyt mocno ściąga plecy, tiul plącze się pod nogami, a wszechobecne falbanki nie pozwalają mi się swobodnie poruszać. I po cholerę to wszystko???
Nikt jednak, nigdy nie zabroni mi stanąć przed lustrem i wyobrazić sobie, siebie właśnie w podobnej sukni. Istotnie wyglądam wyjątkowo, może nawet zjawiskowo. Przy odrobinie szczęścia może nawet udałoby mi się olśnić wszystkich swoją osobą. Nigdy jednak o tym nie marzyłam. I właśnie w tej chwili nawet w marzeniach zakładam dżinsy i trampki. Wystarczy mi, że olśniłam już swojego księcia, co więcej nie mając na sobie ogromnej kiecki, a wręcz garnitur.

Czy moja zapyziała forma, nie jest pewnym sposobem ograniczania marzeń? Nie sądzę... Przecież  zawsze mogę na siebie spojrzeć i wyobrazić sobie, jak chciałabym wyglądać. Ale najczęściej właśnie w tej chwili, dochodzę do wniosku, że dana zmiana kradnie pewną część mnie.
Być może nigdy nie założę sukni do ziemi, nie zmienia to jednak faktu, że przy odpowiedniej osobie, czuję się jak księżniczka.
Żeby poczuć się wyjątkowo, wystarczy tylko dostrzec tę wyjątkową część siebie, wystarczy ją polubić, pokochać i w pełni zaakceptować. Wtedy zmiany nie powinny nam być potrzebne.
Bądź przebojowy będąc sobą. Nie potrzebujesz do tego niczego, prócz samego siebie ; )

Brak komentarzy: