Ciężko mi ująć obecnie moje uczucia w słowa. Albowiem sporo się pozmieniało, a ja absolutnie nie wiem, jak powinnam o tym pisać.
Czasami tak chyba jest, że człowiekowi kończy się monopol na błyskotliwość i czegoś mu w życiu zaczyna brakować.
Przez większość czasu moim natchnieniem była szkoła, tymczasem szkoła się skończyła, matura napisała, a obecny system wypluł mnie - to jest, sponiewieranego i bezrobotnego człowieka po humanie.
I tak szczerze, to kołyszę się teraz między perypetiami licealisty, a studenckim życiem, nie wiedząc w zasadzie kim jestem i dokąd zmierzam. Z jednej strony - fajnie, wolne. Z drugiej - mam wrażenie, że zaczynam wariować. Niby masa książek do przeczytania, filmy do obejrzenia, las do spacerowania, słońce do opalania. Tymczasem powoli i słońce, i las, i czas wolny zaczynają mnie wkurzać.
Za dużo wolnego mili państwo i zaczyna mi się w dupie przewracać!
Osobliwe to, wiem. Ale nic na to nie poradzę, że mam obecnie wrażenie, że nigdzie nie pasuję.
Jestem jak taki kot, co to nie mieści się w drzwiczkach i ciągnie je razem ze sobą...
I im więcej mam tego wolnego, tym bardziej nie umiem się w nim zmieścić - to jest, odnaleźć się w nim.
Pewien substytut pracy daje mi odwiedzanie biblioteki w moim starym gimnazjum (podstawówce, przepraszam), w której to zostałam wolontariuszem na pełen etat.
Tak więc z ogłoszeń parafialnych...
Jeśli coś mnie w najbliższym czasie natchnie to będzie to albo ponownie robota z dziećmi, albo perypetie przyszłego studenta. Albo jakaś nieokreślona depresja, która zaczyna mnie pożerać.
W razie, gdybym nie odezwała się chociaż raz w tygodniu wiecie co robić.
Dzwonić pod 112
Czasami tak chyba jest, że człowiekowi kończy się monopol na błyskotliwość i czegoś mu w życiu zaczyna brakować.
Przez większość czasu moim natchnieniem była szkoła, tymczasem szkoła się skończyła, matura napisała, a obecny system wypluł mnie - to jest, sponiewieranego i bezrobotnego człowieka po humanie.
I tak szczerze, to kołyszę się teraz między perypetiami licealisty, a studenckim życiem, nie wiedząc w zasadzie kim jestem i dokąd zmierzam. Z jednej strony - fajnie, wolne. Z drugiej - mam wrażenie, że zaczynam wariować. Niby masa książek do przeczytania, filmy do obejrzenia, las do spacerowania, słońce do opalania. Tymczasem powoli i słońce, i las, i czas wolny zaczynają mnie wkurzać.
Za dużo wolnego mili państwo i zaczyna mi się w dupie przewracać!
Osobliwe to, wiem. Ale nic na to nie poradzę, że mam obecnie wrażenie, że nigdzie nie pasuję.
Jestem jak taki kot, co to nie mieści się w drzwiczkach i ciągnie je razem ze sobą...
I im więcej mam tego wolnego, tym bardziej nie umiem się w nim zmieścić - to jest, odnaleźć się w nim.
Pewien substytut pracy daje mi odwiedzanie biblioteki w moim starym gimnazjum (podstawówce, przepraszam), w której to zostałam wolontariuszem na pełen etat.
Tak więc z ogłoszeń parafialnych...
Jeśli coś mnie w najbliższym czasie natchnie to będzie to albo ponownie robota z dziećmi, albo perypetie przyszłego studenta. Albo jakaś nieokreślona depresja, która zaczyna mnie pożerać.
W razie, gdybym nie odezwała się chociaż raz w tygodniu wiecie co robić.
Dzwonić pod 112

Brak komentarzy: