ZASŁOŃCIE DZIECIOM OCZY, ZATKAJCIE USZY, WSTRZYMAJCIE ODDECHY I ODSUŃCIE SIĘ NA BEZPIECZNĄ ODLEGŁOŚĆ. UWAGA! ZNOWU BĘDZIE CKLIWIE... ; )
Zaskakujące, jak życie potrafi nas czasem zadziwić. Jak los, potrafi w jednej chwili wywrócić naszą egzystencję do góry nogami. Otóż moja widowiskowa, lecz jakże piękna wywrotka trwa już właściwie od roku (mam nadzieję, że potrwa znacznie dłużej). Ale to właśnie z tej okazji kreślę te oto słowa.
O swojej miłości pisałam już nie raz i chyba nigdy mi się to nie znudzi. Te okoliczności jednak są szczególne, gdyż oto, dokładnie rok temu, została przerwana "milcząca akcja", a ja przekonałam się, że moje życie wcale nie przypomina koła i ma jeden jedyny, acz niezwykle poważny zakręt.
Zakręt ten, wzięłam z niespotykaną dotąd, w moim życiu, brawurą oraz pełnym oddaniem i w ten właśnie oto najprostszy na świecie sposób, przeżywam miłość totalną, i bezgraniczną. Taką do ostatniej frytki i ostatniego ciasteczka Oreo. Taką, że jak na talerzu z tortillą zostaje ostatnia, to ona ląduje w moim szczęśliwym pyszczku. I pyszczek ten nigdy nie jest głodny, i zawsze uśmiechnięty.
Pyszczek kocha, pyszczek przytuli, pocałuje i zawsze z miłością patrzy na swojego cudownego eklerka. Bo eklerek nie dość, że słodki, że kochany i bardzo pomocny, bo jak wiadomo, budyniowy krem jest najlepszym plasterkiem, na wszystkie rany życia... To jeszcze ma on, ten eklerek, status mojego męża, a to jest już zupełnie totalne szczęście.
Nigdy nie sądziłam, że jak już będę o sobie myśleć w kategorii: człowiek-żona, to będzie to tak słodka i pluszowa odsłona tegoż jestestwa.
Bo ja to widzę teraz trochę tak, że my egzystujemy na takiej różowej chmurze z różowej pianki. Mój najcudowniejszy eklerek życia i ja - przykładowo wuzetka (ale to taka bez dżemu, bo ja to w sobie tego zdradzieckiego, czerwonego tałatajstwa to nie mam) i my tak sobie stoimy na takim białym kobiercu z waty cukrowej, trzymamy się za ręce, a nad nami latają takie małe, skrzydlate szarlotki.
O o i wiem co jeszcze! I jeszcze w tle przygrywa Bob Dylan na harmonijce!
I o Boże to jest wszystko takie piękne, że aż mi łzy wzruszenia stają w oczach.
I ja polecam, tak sobie właśnie spróbować przełożyć, swoje życie, na taką oto słodką wersję. To człowiek wtedy zawsze myśli o sobie lepiej. W takiej wersji człowiek-żona, jest już zupełnie jak człowiek-ciasteczko. To jest: małe, słodkie i zawsze chce się je schrupać.
Mam nadzieję, że zostanie już tak do końca życia, bo ta piękna wizja jest jedyna w swoim rodzaju. I to właśnie za nią chcę podziękować. Ten rok był najpiękniejszym ze wszystkich, jakie dotąd miałam. I mogą go przebić chyba tylko, kolejne lata otoczone różową pianką szczęścia.
Tak tak... To, że jestem wariatką ustaliliśmy już dawno i to już pewnie zostało zanalizowane przez SWOT i tak dalej. Dlatego nawet nie ma sensu się dziwić.
Jestem najszczęśliwszą wariatką na świecie i za żadne skarby, nikomu nie oddałabym tego szczęścia.
Zaskakujące, jak życie potrafi nas czasem zadziwić. Jak los, potrafi w jednej chwili wywrócić naszą egzystencję do góry nogami. Otóż moja widowiskowa, lecz jakże piękna wywrotka trwa już właściwie od roku (mam nadzieję, że potrwa znacznie dłużej). Ale to właśnie z tej okazji kreślę te oto słowa.
O swojej miłości pisałam już nie raz i chyba nigdy mi się to nie znudzi. Te okoliczności jednak są szczególne, gdyż oto, dokładnie rok temu, została przerwana "milcząca akcja", a ja przekonałam się, że moje życie wcale nie przypomina koła i ma jeden jedyny, acz niezwykle poważny zakręt.
Zakręt ten, wzięłam z niespotykaną dotąd, w moim życiu, brawurą oraz pełnym oddaniem i w ten właśnie oto najprostszy na świecie sposób, przeżywam miłość totalną, i bezgraniczną. Taką do ostatniej frytki i ostatniego ciasteczka Oreo. Taką, że jak na talerzu z tortillą zostaje ostatnia, to ona ląduje w moim szczęśliwym pyszczku. I pyszczek ten nigdy nie jest głodny, i zawsze uśmiechnięty.
Pyszczek kocha, pyszczek przytuli, pocałuje i zawsze z miłością patrzy na swojego cudownego eklerka. Bo eklerek nie dość, że słodki, że kochany i bardzo pomocny, bo jak wiadomo, budyniowy krem jest najlepszym plasterkiem, na wszystkie rany życia... To jeszcze ma on, ten eklerek, status mojego męża, a to jest już zupełnie totalne szczęście.
Nigdy nie sądziłam, że jak już będę o sobie myśleć w kategorii: człowiek-żona, to będzie to tak słodka i pluszowa odsłona tegoż jestestwa.
Bo ja to widzę teraz trochę tak, że my egzystujemy na takiej różowej chmurze z różowej pianki. Mój najcudowniejszy eklerek życia i ja - przykładowo wuzetka (ale to taka bez dżemu, bo ja to w sobie tego zdradzieckiego, czerwonego tałatajstwa to nie mam) i my tak sobie stoimy na takim białym kobiercu z waty cukrowej, trzymamy się za ręce, a nad nami latają takie małe, skrzydlate szarlotki.
O o i wiem co jeszcze! I jeszcze w tle przygrywa Bob Dylan na harmonijce!
I o Boże to jest wszystko takie piękne, że aż mi łzy wzruszenia stają w oczach.
I ja polecam, tak sobie właśnie spróbować przełożyć, swoje życie, na taką oto słodką wersję. To człowiek wtedy zawsze myśli o sobie lepiej. W takiej wersji człowiek-żona, jest już zupełnie jak człowiek-ciasteczko. To jest: małe, słodkie i zawsze chce się je schrupać.
Mam nadzieję, że zostanie już tak do końca życia, bo ta piękna wizja jest jedyna w swoim rodzaju. I to właśnie za nią chcę podziękować. Ten rok był najpiękniejszym ze wszystkich, jakie dotąd miałam. I mogą go przebić chyba tylko, kolejne lata otoczone różową pianką szczęścia.
Tak tak... To, że jestem wariatką ustaliliśmy już dawno i to już pewnie zostało zanalizowane przez SWOT i tak dalej. Dlatego nawet nie ma sensu się dziwić.
Jestem najszczęśliwszą wariatką na świecie i za żadne skarby, nikomu nie oddałabym tego szczęścia.

Brak komentarzy: