Mieliście czasami tak, że niczym ostatnia sroka na polu bitwy jaką jest życie, dostrzegliście na łamach internetu istną błyskotkę, na tle tej szarej i ponurej rzeczywistości? Boże drogi, jak dobrze, że nie jestem jednak sama!!! Otóż dziś dopiero zrozumiałam jak ciężka toczy się w człowieku walka między jego silną wolą, w obliczu pluszowego aspektu życia - to jest właśnie, pluszowego tosta.

Podobny obraz

      TAK. Dobrze słyszeliście, nie regulujcie odbiorników. Otóż dnia dzisiejszego, roku Anno Domini 2018, znalazłam w odmętach internetu, absolutnie najsłodszą  i najbardziej rozbrajającą, w swej pluszowości rzecz - rzeczonego tosta, którego macie powyżej.

      I tutaj moja stalowa wola, oraz kryształowa cierpliwość do świata się skoczyły... Bo matkoboskapaniejezu! Dlaczego ten tost musi być akurat najsłodszym, ze wszystkich tostów na świecie, mimo braku masła?! I dlaczego chcą za niego tyle hajsów w dolcach?! $$$$$$$$
No przepraszam najmocniej, ale ja jestem zaledwie biednym licealistą, przyszłym studentem (bynajmniej ta zmiana statusu nie wpłynie jakoś specjalnie na moje korzyści majątkowe, a szkoda) i naprawdę, choć bym bardzo, ale to bardzo tego chciała, to na rzeczonego tosta nie wyłożę pieniędzy, bo bym chyba oszalała. Znaczy moje szaleństwo jest już, tak jakby faktem dokonanym, udokumentowanym przez CIA i NASA, nie mniej jednak staram się racjonalnie gospodarować moimi skromnymi funduszami.

      Istnieją przecież ważniejsze wydatki niż pluszowy tost, aczkolwiek dziwnym trafem nie przychodzą mi teraz do głowy, no ale powiedzmy, że są.
Tak?
Tak.

     Jeżeli jednak wasza dusza jest równie nieokrzesana jak moja, w kwestii wszystkich puchatych rzeczy, to łączę się z wami w bólu. Na nieszczęście zając przyczłapał do mnie, w niewłaściwej chwili, zasilając moje konto. W konsekwencji muszę sobie w kółko powtarzać, że jestem silna i nie wydam tych pieniędzy na kolejną pluszową pierdołę.
- Ale lepiej na pluszową pierdołę, niż na jakąś inną... - słyszę.
- Nie kuś głosie, bo inaczej przy pierwszej możliwej okazji, złamię się i pobiegnę do Pepco, po puchate skarpety!

      Gdyby trzeba było z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, w bliżej nieokreślonej przyszłości zakuć mnie w dyby, zamknąć w piwnicy, czy też przywiązać do łóżka. To z niemal pewnością, jestem w stanie stwierdzić, że stało by się to, z powodu puchatej słodyczy tego świata. A ja z góry zastrzegam sobie, że wybieram opcję numer trzy. Jak już być do czegoś przywiązanym, to chociaż do czegoś wygodnego.

     Niestety oprócz pluszowych tostów czeka na mnie również wiele innych pokus i niebezpieczeństw, za które bezsprzecznie powinnam trafić na karne łóżko. Nic na to jednak nie poradzę na to, że gówno-przedmioty potrafią być słodkie, a pieniądze same się nie mnożą w portfelu. A powinny!

      Ostatecznie stosuję czasami taktykę: na przeczekanie. Czyli robię screena danej rzeczy, koduję sobie w głowie jej istnienie. Po czym usilnie staram się zająć czymś innym. Jeśli po jakimś czasie znajdę inną rzecz, która jeszcze bardziej poruszy moje serduszko, to znaczy, że tamta poprzednia wcale nie była mi do życia potrzebna.
Zazwyczaj działa.
Zazwyczaj!
 
      Mam nadzieję, że w tym wypadku moja, wielokrotnie testowana niczym w analizach SWAT metoda, również się sprawdzi . A jeśli nie, to trudno. Moje przyszłe dzieci będą spały na pluszowych tostach.



Brak komentarzy: