Tak już się czasem zdarza, że nasz pędzący rydwan życia postanawia się wykoleić, na tych wybojach, co to je do tej pory skrupulatnie omijaliśmy. I nagle, w zaledwie jednej chwili... W UŁAMKU MGNIENIA OKA! Jedno koło wybija się na rzeczonym wyboju, tylna oś bezpieczeństwa zostaje złamana, a my suniemy twarzą po żwirze, przeklinając wszystkich począwszy od matki, a kończąc na sąsiedzie Januszu.
Tak właśnie czuje się człowiek, któremu ni stąd ni zowąd przyszło skończyć liceum. I niby tak, niby został o tym wcześniej poinformowany. Dokładna data, godzina... A jednak zaskoczenie! SZOK I NIEDOWIERZANIE!
Bo oto, CHRYSTEPANIE kończy nam się molo bezpieczeństwa, ktoś wsadza nas w ponton dorosłości i spuszcza na rwącą rzekę doświadczenia. I teraz płyń człowieku i nie rozbij się na zdradzieckich skałach losu.
W obliczu tych wszystkich, nagłych wydarzeń oraz zatrważających zmian, licealista w ostatnim dniu swojej beztroskiej egzystencji może zrobić tylko jedno. To jest - coś co zawsze chciał zrobić, ale nigdy nie starczało mu na to odwagi.
I tym właśnie sposobem, korzystając z tego, że nauczyciele olali maturzystów bardziej, niż maturzyści placówkę, czyli pozostawili nas samych, bez opieki, przed trzy i pół godziny lekcyjne, (co było wielce nieodpowiedzialne z ich strony) przystąpiliśmy do rzeczy następujących:

Faza pierwsza - Brak nauczyciela od historii skutkuje natychmiastowymi reakcjami ze strony uczniowskiego przedstawicielstwa.
Głodni wiedzy, jak i odwiecznych tajemnic skrywanych za drzwiami kantorka, postanowiliśmy dokonać aktu karygodnego, to jest włamania. Nie będąc jednak w posiadaniu ani wytrychu, ani nawet wsuwki do włosów, stanęło na kolorowych spinaczach, w których posiadaniu akurat byliśmy (dokładniej, byłam ja).
Niestety plan się nie powiódł z tej prostej przyczyny, że praktyka włamywacza jest znacznie trudniejsza niż nam się początkowo wydawało, co więcej zamek od kantorka okazał się nieco mniej lichy, niż na to wyglądał.
1:0 dla nauczyciela, którego nawet nie ma w szkole...

Faza druga - po ustaleniu, iż nasza humanistyczna wiedza bynajmniej nie wróży nam przyszłości w jakże szlachetnej profesji otwieracza drzwi, postanowiliśmy spróbować naszych siła z nieco mniejszym zamkiem. Wybór padł na szufladę biurka. Niestety znowu fiasko. Z mojej strony, mogę powiedzieć tylko tyle, że spinacze nie należą do najlepszych wytrychów.
2:0 dla nieobecnego historyka...

Faza trzecia - zemsta.
Za te wszystkie szykany, za to całe dwuletnie szkalowanie przy oddawaniu sprawdzianów, za przesmradzanie. Bo jak cała grupa ma dobre oceny to źle, sprawdzian za łatwy. Jak grupa ma złe oceny, to też źle - nie zdamy matury. (3:0 - dla niewidzialnego profesora)
Ale ale... Ta rozgrywka jeszcze nie została przesądzona. A w dniu dzisiejszym rozstrzygnął ją najbardziej niespodziewany zawodnik, ze wszystkich niespodziewanych zawodników.
SREBRNY PAPIER SAMOPRZYLEPNY!
Zgrabnie umieszczony na projektorze, jak mniemam, będzie rzucał cudowne kryształowe odblaski.
2:1 dla nas

Oby ponton życia okazał się wygodny...

Brak komentarzy: