Dwa tygodnie. Zostały ci dwa tygodnie do matury człowieku - tak sobie myślę. Myślę tak sobie i wiem, że za tydzień o tej porze bezsprzecznie będę umierać na zawał aortalny, udar z powodu zatrucia melisą, tudzież zapalenie stawu łokciowego. O tej porze za tydzień będę łykać Xanax, wpierdalać czekoladę i leżeć na łóżku, patrząc z beznadzieją w sufit.
ALBO I NIE... Albo nadal będę stosować moją dotychczasową taktykę, czyli Netflix i heja.
I tak, ja wiem, ja jestem absolutnie świadoma tego, że dwa tygodnie przed maturą, to jest absolutnie najgorszy moment na to, by w ten właśnie sposób marnotrawić swój cenny czas. Ale cóż mam zrobić? Seriale same się nie obejrzą. Znaczy technicznie rzecz biorąc było by to możliwe, bo puszczam serial i sobie idę. No ale po co miały by się oglądać same, jak ja przecież jestem, a samotność, jak wiemy, to najsmutniejsza rzecz świata. Więc czemu miałabym robić najsmutniejszą rzecz świata, czemuś co tak bardzo kocham...
Przy okazji jednak żeby nie było, najskrupulatniej w świecie powtarzam wszystko co tylko się da i ze wszystkiego w dodatku. A to powiem wam jest wyczyn godny Mojżesza, bo jeszcze chwila, a od tych powtórek to znajdę słowa by morze rozstąpić.
MORZE MEJ ROZPACZY I ŁEZ!
Bo tak się składa, że mam nieodparte wrażenie, że coś jest ze mną nie tak i że moja maturalna wiedza, kolokwialnie rzecz ujmując, poszła się jebać. I autentycznie, zdaje mi się, że to ta oto czarna dziura mojego mikro, maturalnego wszechświata, postanowiła mi ją wpierdolić...
Pozostaje mi więc, nic innego jak się z tym pogodzić i nawrzucać do tej dziury najwięcej, jak tylko się da. Bo a nuż, widelec... W trakcie mojego egzaminu maturalnego postanowi zmienić się w supernową i mnie oświeci.
Tymczasem ja najspokojniej w świecie dalej będę poruszać się, po kwadraturze koła mojego maturalnego wyparcia. I odcinek za odcinkiem, wytrwale zgłębiać ponadczasowe mądrości wszystkich możliwych postaci, co by Netflix uczciwie zarobił na moje 17 zł co miesiąc.
#JAKPŁACĘTOŻĄDAM
Jako naczelny Janusz biznesu, we wszelkich kwestiach, powinnam sobie kiedyś sprawić taki baner, i wtedy ludzie przychodziliby i ohoho pytali o to, o tamto. Porady życiowe... I po zwykłe rady też by przychodzili.
Tymczasem poradzić, to ja sobie teraz nie mogę ze skalą mojego wyparcia, gdyż większe to miałam już chyba tylko, przed egzaminem na prawo jazdy. I teraz zwyczajnie w świecie, jak gdyby nigdy nic, nie zdaję sobie sprawy z tego, że za tydzień to ja kończę szkołę i mnie więcej w budynku tej zacnej placówki nie będą chcieli widzieć.
Nie.
Ja sobie z tego faktu tak bardzo sprawy nie zdaję, że skończy się tym, że kiedy 30 kwietnia cała szkoła będzie miała wolne, no bo majówka, to ja się właśnie pojawię w murach tegoż zacnego budynku. I będę niczym ostatni bastion uczniowskiego wyparcia przemierzała świeżo wyfroterowane korytarze, by najpewniej pośliznąć się na jednym z nich i już tak zostać, aż do 4 maja.
Rano w dzień matur woźni, najpewniej, wynieśli by stamtąd na oczach wszystkich, moją zasuszoną mumię.
Miejmy nadzieję, że tak się jednak nie stanie i że jakimś cudem dotrwam bezpiecznie do końca matur, by ostatecznie swoim rozpaczliwym bełkotem uszczęśliwić komisję na ustnym.
A potem już BAJLANDO i będzie można bezkarnie pochłaniać seriale.

Brak komentarzy: