marca 04, 2018
Ucieczka od problemów. Czyli, jak zapuścić wąsy, założyć sombrero i wyjechać do Meksyku?
Jeżeli natomiast chcieliście zapytać, jak sobie z nią poradzić, to muszę was rozczarować. Dalej nie wiem... Mnie osobiście pomogła wizja mojego dziadka, wkradającego się do naszego garażu, kradnącego stare kalesony ojca, następnie drącego je na drobne kawałki i wreszcie roznoszącego je po całym ogrodzie. Nie pytajcie. Będę nieustępliwa i nie przekupna, niczym australijski wombat, i nie wyjawię wam genezy tejże historii. Nie mniej jednak na depresję polecam podobne bajdury.
Tymczasem, zajmijmy się jednak sprawami właściwymi, to jest zagadkową atrakcyjnością meksykańskich stepów. Bo przecież jakiż to wspaniały kraj... Tyleż nieodkrytych terenów, tyleż możliwości, perspektyw na życie. Wieczne, upalne lato (nie potrzebne solarium), a te Meksykanki, też całkiem całkiem... Nic ino zapuszczać wąsy, zakładać sombrero i heja!
Chwilachwilachwilachwila MISIACZKI! Nie ma tak łatwo...
Po pierwsze w Meksyku wcale nie jest tak bajecznie jak wam się wydaje... Bród, piach i wszechobecne kozy. To już lepiej do San Escobar (jak kraju nie ma, to nie ma problemów).
Gorąco w cholerę, sombrera gryzą w czuprynę, a wąsy... No umówmy się nikt, poza Adamem Małyszem, nie prezentował się w nich najlepiej.
Jedyna widoczna i niepodważalna zaleta - odległość. Tak, tak moi drodzy, to właśnie ona tak nas kusi. Jeden samolot, drugi, trzeci i już nas nie ma. Żaden upierdliwy członek rodziny nas nie znajdzie, żadna ciotka Matylda, żaden sąsiad Janusz. Znikniemy, rozpłyniemy się, wyparujemy niczym David Copperfield.
I nie ma to, tamto, zwykła, konwencjonalna ucieczka od problemów. Nie! My, niczym największe flamingi finezji, kameleony kamuflażu, znikniemy w tłumie anonimowych Meksykanów. A to wszystko z powodu, najczęściej, zaledwie niewielkiego problemu, który bez większych przeszkód i kombinacji, moglibyśmy rozwiązać. Niestety większość z nas wybiera rzucenie wszystkiego w cholerę, i ucieczkę do swojego prywatnego Meksyku.
I ok, to bardzo często, jest znacznie prostsze rozwiązanie. I ja sama święta też nie byłam, bo wiele razy robiłam tak samo. I już absolutnie nie mówię, że rozwiązywanie problemów, jest fajne, proste i przyjemne. Bo nie jest. Jest czasem cholernie bolesne. Ale odkładanie wszystkiego wgłąb siebie, jest jeszcze gorsze. To, co odłożymy, zaczyna nas powoli konsumować od środka i jeśli się nie weźmiemy, za to, co tam nam się po duszy telepie, to niechybnie zostanie z nas egzystencjalna meduza.
A tego nikomu nie życzę. NIKOMU.
Tak więc, by nie zostać obmierzłą, galaretowatą meduzą życia, może wstrzymajmy zakup sombrero na Allegro, zgólmy wąsy, a te trzy bilety lotnicze podarujmy komuś, kto bardziej ich potrzebuje, to jest lamie, tęskniącej za ojczyzną.
A sami chwyćmy miotłę, znajdźmy sobie dobrego, wspierającego kompana i rozpocznijmy wiosenne porządki.

Brak komentarzy: