Tup, tup, tup... W nasza stronę, nieubłaganie zbliża się najbardziej komercyjne, tandetne i różowe święto w całym roku. Istna ikona konsumpcjonistycznego kapitalizmu. Święto którego nieodłącznymi atrybutami w ostatnich latach stały się: "namiętna" historia Grey'a, oraz nagi niedorostek, z parą skrzydełek i maleńkim łukiem.
Walentynki. Tak moi drodzy. Pewnie teraz, wśród was - szczególnie singlów - odezwą się glosy pełne pogardy i zniesmaczenia, na samo wspomnienie tej przesłodzonej, lukrowanej propagandy.
Sama też nie do końca utożsamiam się z tą ideą, ale... No właśnie. Ale!
Ale - polega na tym, że święto to ma również wydźwięk pozytywny. I żeby nie było, gardzę niezmiernie tym mdły, różowym, wszechobecnym tałatajstwem.
Dlatego też! Łącząc się z wami, (wiernymi hejterami lukrowanej słodyczy), mam zamiar podjąć się wyzwania i przedstawić wam 10 powodów, dla których warto kochać. Dziesięć ważnych, prawdziwych, autentycznych powodów. Powodów, które kształtują nie tylko nas, ale i otaczających nas ludzi. Powodów, które mam nadzieję, otworzą oczy tym, którzy zatracili się w komercyjnej ułudzie.
Powodów istnienia prawdziwej miłości.
Powodów, dzięki którym ja sama kocham i jestem kochana.
10 powodów, które jakiś czas temu zmieniły moje życie.

Brak komentarzy: