- Chryste panie! Jurek! Jurek... Cholera jasna znowu się nie udało! Znowu nas zaskoczył!
- Kurdebele! Sławek, jak to możliwe?!
- Nie wiem Jurek, nie wiem... Przecież się pilnowaliśmy. Ja stałem na czatach, ty stałeś na czatach... Stałeś, prawda?
- No wiesz...
- Stałeś, czy nie?
- W większości.
- Co to znaczy w większości?
- No może trochę mi się przysnęło.
- Sławek. Sławeczku. Tobie się przysnęło, a tymczasem to białe tałatajstwo znowu leży na ziemi.

Śnieg. Tak ten biały puch, który jakiś czas temu pojawił się na ziemi, przez co jak co roku, standardowo, zaskoczył, panów od pługa, na szczęście było go mało i postanowił szybko stopnieć przed gwiazdką, ażeby nie było problemów z powrotem od babci z Wigilii.
No właśnie Gwiazdka. Już od początków listopada słychać radosne dzwonienie dzwonków. Ledwo ludzie z cmentarzy wrócili a w supermarketach już Mikołaje na pułkach. W następnym etapie tej bożonarodzeniowej ekspansji nadeszła fala świątecznych piosenek, na które rozgłośnie radiowe, uzyskały całkowity monopol, wraz z nadejściem 1 grudnia. Tymczasem w sklepach pojawiły się kolorowe, śpiewające i grające wystawy. Co więcej każdy z nich ustalił liczbę i rodzaj potencjalnych prezentów dla każdej możliwej grupy społecznej: (Dla niej, dla niego, dla mamy, babci, brata, psa, singla, mężatki, pana Mariana i wielu innych) A i tak, mimo tych wszystkich genialnych pomysłów znajdujemy pod choinką skarpety, lub szalik. Magia...
Ale ale... Choinki. Ten fenomen rozpoczął się raptem kilka dni temu. Jedni wolą sztuczne, bo podlewać nie trzeba. Ładna zielona cały rok. Drudzy preferują żywe. Kolejni zaś kradzione.
Opisuję i wyjaśniam.
Z racji tego że moje okno niemal idealnie wychodzi na drogę prowadzącą do pobliskiego lasu państwowego nie trudno było dostrzec pewnego starszego pana, jak wraz z drugim starszym panem (zapewne szwagrem), prowadzą na sznurku z lasu, dość sponiewieraną, wychudzoną i przerzedzoną choinkę. Nie ukrywam, że przez krótką chwilę, zastanawiałam się, czy nie powinnam gdzieś tego zgłosić. Ale ostatecznie machnęłam ręką. W końcu Święta niedługo, niech Janusze biznesu mają.
W nadchodzących dniach czekają nas jeszcze: wielkie porządki, wykopaliska garażowe w poszukiwaniu bombek, walka z lampkami (na których rozplątanie standardowo potrzebujemy 1-3h, a i tak nie działają, bo jedna żaróweczka jest przepalona), podjadanie masy od makowca, szmuglowanie prezentów, rodzinne, kolędowe karaoke przy stole oraz powigilijny ból żołądka.
Tak więc życzę wam jak najmniejszych kłopotów z tym wszystkim, legalnej choinki, tajemniczego zaginięcia lampek, smacznego jedzonka i kreatywności w wymyślaniu życzeń dla rodziny


Karpie Diem ;)

Brak komentarzy: