Marley każdego dnia z nieokiełznaną rozrzutnością i radością uczył mnie życia – tego, jak chwytać chwilę i iść za głosem własnego serca. 

Mój pies pojawił się niespodziewanie. Po prostu pewnego dnia zobaczyłam u dziadków niewielką, czarną, kudłatą kulkę, ze ślicznymi czekoladowymi oczami, które wpatrzone były właśnie we mnie. To właśnie wtedy wiedziałam już że szczeniak jest mój, a raczej nasz bo od tego momentu należał już do całej rodziny.
Jednak dość szybko okazało się, że z pozoru słodki szczeniak to szatan wcielony. To też imię Blacky, które dla niego wybraliśmy, podpasowało wcale nie ze względu na kolor sierści, a raczej na jego czarny charakter.
Zaczęło się już pierwszej nocy kiedy to młody postanowił dać koncert prezentujący jego umiejętności werbalne (dość spore jak na takie chuchro), przez pierwszy tydzień walczyliśmy więc z hałasem, sikaniem po wszystkich katach, oraz ogromnym apetytem na drewniane meble.
Pierwsza pękła matka. I już po dwóch tygodniach Czarny wylądował najpierw w garażu, a potem, z racji tego, że nadal najpierw sikał, a potem dopiero szczekał informując, że się zsikał, na dworze.
I tak wyobraźcie sobie sytuację w której najspokojniej w świecie śpicie sobie, rozkoszując się ciszą i spokojem... Gdy nagle, zupełnie niespodziewanie budzi was łomot nie z tej ziemi. Dudududududududum!!! Wojna! - myślicie. Nie! to wasz ukochany pies tara po betonie przed domem metalową miskę, w niezwykle subtelny sposób dając wam znać, że pora na śniadanie.
Do listy zarzutów mogłabym dopisać jeszcze obsikiwanie kwiatów, przekopywanie grządek, kradzież butów i doniczek, skakanie na ludzi, wycie po nocy, demolowanie garażu, zjedzenie mebli ogrodowych i ucieczki do suczki z naprzeciwka przy każdej możliwej okazji.
A jednak jednocześnie zawdzięczam mojej ogromnej czarnej, kudłatej bestii to, że jestem szczęśliwa. Bo ten sam wariat który zeżarł mi nowe kapcie i podarł nie jedne nowe ciuch, jednocześnie rozśmieszał mnie zawsze kiedy tego potrzebowałam, zlizywał mi łzy z policzków, kładł łapy na ramieniu, wtulał pysk w sweter i trącał nosem zachęcając mnie do kolejnej zabawy.
Nie ważne, że za każdym razem kiedy od niego wracam jestem brudna, mokra, uśliniona, całą w czarnych kłakach i śmierdząca czymś w czym to psisko wcześniej postanowiło się wytarzać. Nie ważne, bo za każdym razem mimo tego wszystkiego jestem niesamowicie szczęśliwa.
Ludzie nie doceniają tego, że zwierzak kocha bezwarunkowo.

Pies do niczego nie potrzebuje szpanerskich samochodów, wielkich domów i markowych ciuchów. Symbole pozycji społecznej nie mają dla niego znaczenia. Wystarczy mu zabłocony kawałek patyka.
Pies nie osądza innych po kolorze ich skóry, wierze i pochodzeniu, ale na podstawie tego, kim są w środku. Psu jest wszystko jedno, czy jesteś biedny, czy bogaty, wykształcony, czy analfabeta, mądry, czy głupi. Daj mu serce, a on odda ci swoje. 

I często również nie potrafią dostrzec tej miłości i jej odwzajemnić. Świat penie byłby lepszy gdyby ludzie potrafili kochać tak jak zwierzęta, czysto i do samego końca.

To jest naprawdę całkiem proste, a jednak my, ludzie, o tyle mądrzejsi i bardziej wyrafinowani, stale mamy kłopoty z określeniem, co się liczy, a co nie.
Zrozumiałem, że wszystko byłoby z nami w porządku, gdybyśmy tylko otworzyli oczy. Czasem potrzebny jest pies z brzydko pachnącym oddechem, fatalnymi manierami i czystymi intencjami, żeby pomóc nam zobaczyć.

  • Wszystkie cytaty pochodzą z książki Johna Grogona pt."Marley i ja"



Brak komentarzy: