Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam
za rzeczywistością. Z dość prostej przyczyny. Ona nie przepadała
za mną.
Nienawidziła mnie na wiele naprawdę
wyszukanych sposobów. Wielokrotnie zgnębiła, zniszczyła,
zmieszała z błotem. Oczywiście nie osobiście. Rzeczywistość nie
ma w zwyczaju brudzić sobie rąk. Pod tym względem jest jak szef
włoskiej mafii. Jest także równie sprytna, posługując się w
swoich niecnych celach odpowiednimi ludźmi.
Toteż ostatecznie została moim
najbardziej zaciekłym wrogiem. Jako niepoprawna marzycielka nie
mogłam się pogodzić z wieloma jej aspektami, nie rozumiałam
dlaczego musi być tak, a nie inaczej i dlaczego nie można by
zmienić tego na lepsze.
To wszystko sprawiło, że wiele razy
uciekałam od otaczającego mnie świata, budując sobie własny,
idealny. Taki w którym byłam kimś. Zawsze lepsza, odważniejsza,
sprytniejsza. To właśnie wtedy po raz pierwszy książki stały się
moim całym światem. Za każdym razem, gdy coś mi nie wychodziło,
gdy miałam więcej porażek niż sukcesów uciekałam do książek.
Tam zawsze znalazł się dobry przyjaciel który potrafił skierować
moje myśli na inny tor. To książka stała się moim najlepszym
kompanem, trwającym przy mnie w najcięższych momentach.
Życie w swoich marzeniach wcale nie
jest złe. Niesie z sobą wiele profitów. Możemy być tam tacy jacy
chcemy, a nie tacy jacy musimy. ( No i nie ma tam brukselki, a to
olbrzymi profit jest ;)).
Dlatego właśnie większość ludzi
tworzy dla siebie bezpieczne przystanie, góry z iluzji, tylko po to
by w pewnym momencie swojego życia spierdolić się z nich z
powrotem na dół i przyjebać w rzeczywistość, która jest jak
żelbeton. Cholernie twarda!
Czy zaliczyłam takie zderzenie? Pewnie
i to nie raz.
Ale powiem szczerze, że nigdy się nie
poddałam i nie przestałam walczyć z rzeczywistością. O co
walczę? O swoje marzenia, które staram się wprowadzić w życie za
wszelką cenę.
Może jestem idiotką nadal łudząc
się, że mi się uda, a może jestem mądrzejsza od wszystkich, bo
odważyłam się spróbować?
No właśnie sprytniejsza,
odważniejsza, taka jaka zawsze chciałam być. Stworzyłam swoją
własną mafię, która dwadzieścia cztery godziny na dobę uczestniczy w cichej walce z
rzeczywistością.
Co zrobić gdy przyjebiesz w ten
żelbeton?
Wstań, otrzep się, pozbieraj, pokaż
rzeczywistości środkowy palec i zacznij od nowa. Po którymś
upadku dostrzeże w końcu, że jesteś twardszy od niej i da ci
spokój

Brak komentarzy: