Twa skromność, blaskiem me oczy zachwyca
- rzekło nieśmiało słońce do księżyca.

Gdzie można zobaczyć miłość?
Zadałam to pytanie, podczas jednych z moim zajęć z gimnazjalistami, odnośnie mediów społecznościowych, kiedy jeszcze prowadziłam warsztaty dziennikarskie, w domu kultury.
Zadałam je, by sprowokować ich do pewnej refleksji. Dlatego też, na odpowiedź, o którą mi chodziło, nie musiałam długo czekać.
- Na Fejsie - odparła, praktycznie bez zastanowienia, jedna z dziewczyn.
- Dokładnie - kiwnęłam głową z satysfakcją. - Ale, ale - dodałam po chwili - Zastanówcie się teraz ile z tej miłości jest prawdziwe, a ile jedynie na pokaz?
I na to pytanie, odpowiedź pojawiła się niemal natychmiastowo: prawdziwej miłości - niewiele.

W tym krótkim wywodzie nie chodzi mi o to, by zalać teraz falą gorącego hejtu pary, które skrupulatnie wstawiają na swojego Facebooka miliony swoich słodkich fotek z dziobkami i kolejnym milionem hashtagów.
#WeekendZMisiem #Kocham #NaZawsze #JedyneNaSwiecie #ParówkiWKształcieSerca
Nie!
Nie mniej jednak osobiście nieco gardzę, ogromnym Boom! na upublicznienie swojej miłości.
I nie mówię tutaj, żeby się od razu ukrywać z uczuciem, bo to jest z kolei przechylanie szali, w drugą stronę. Chodzi mi o złoty środek...
Bo w momencie, kiedy myślimy o kimś na poważnie, chyba powinniśmy trochę przewartościować nasze życie. Poukładać na nowo priorytety.
Ważniejsza jest aktualizacja statusu, czy też zwyczajne 'tak' w samotności? Ważniejsze, udostępnianie, co pięć minut, na Snapie, zdjęć ze wspólnej randki, czy może raczej prosta i szczera rozmowa? Wreszcie, ważniejsze jedynie, dobre wychodzenie na wspólnych zdjęciach, czy kiepskie zdjęcia, ale bardzo dobra relacja w realu?
Cóż, osobiście, swoje zdjęcia z chłopakiem mogę policzyć na palcach. A nie mamy wcale najkrótszego stażu.
I nie żałuję. Nie obchodzi mnie mój status na Fejsie, wszyscy którzy powinni wiedzieć, że jestem w związku, wiedzą o tym. Nie potrzebuję miliona zdjęć, dokumentujących każdą wspólną czynność, bo zwyczajnie zawsze już będziemy robić je razem. Wreszcie, nie mam potrzeby pokazywania setkom kolejnych etapów tej relacji, i tego jak wygląda ona od wewnątrz.
I nie, nie próbuję się tutaj wypromować na jakiś autorytet. Chcę jedynie pokazać, że można inaczej.
Prawdziwa miłość nie potrzebuje nagłaśniania! Nie afiszuje się. Istnieje sama dla siebie. Skromna miłość, jest niezwykle piękna. Ok, może nie błyszczy brylantami, ale świeci za to znacznie jaśniejszym i cenniejszym blaskiem. Blaskiem prawdy, szczerości i autentyczności. I co najlepsze, całe to piękno pozostaje wtedy widoczne, jednie dla waszej dwójki. Nie dzielicie się nim, z całym światem. Obdarowujecie siebie nawzajem.
Świat może widzieć w was kolejną nudną parę. Ale tylko wy wiecie, co dzieje się za waszymi drzwiami ;)

Brak komentarzy: