Nadchodzi taki beznadziejny czas w życiu człowieka, kiedy to naprawdę nie ma co robić.
Serio. Niby istnieje setka pomysłów na nudę, a jednak siedzę tu teraz i o niej piszę.
Są bowiem dwa rodzaje nudy: ta zwykła, którą można zabić pierwszym lepszym filmem, książką,
czy też serialem i ta dojmująca. Nuda na którą nie jest wstanie poradzić absolutnie nic, bo kiedyś wreszcie kończą ci się filmy które chcesz oglądać, albo zwyczajnie nie masz już siły oglądać.
Pod ręką nie ma żadnej dobrej książki, na którą akurat mielibyśmy ochotę. Widzisz przed sobą
X-boxa, ale nawet nie masz siły sięgnąć po pada. Masz od cholery zainteresowań, począwszy od sklejania papierowych modeli samolotów, a kończywszy na grze na harmonijce ustnej. I nagle zwyczajnie nie masz ochoty robić tego wszystkiego na co normalnie brak ci czasu. Leżysz tylko
na środku podłogi, obok migającej jeszcze lampkami choinki i kontemplujesz nad tym co zrobić ze swoim życiem.
Co ja robię na tym świecie? Czemu w tym kraju nigdy nie ma śniegu na święta? Dlaczego nie urodziłam się w Bostonie? Czy pranie które wstawiłam godzinę temu nareszcie się wyprało i będę mogła wreszcie wstać i coś zrobić?
Wstaję.
Biegnę do łazienki.
Pralka dalej chodzi.
Shit...
Wracam zrezygnowana do salonu.
Dalej leżę bez wyraźnego celu w życiu.
Mam wrażenie, że to wszystko bierze się z przemożnej potrzeby bycia potrzebnym, zwyczajnie, użytecznym choć trochę... Leżąc tak też oczywiście do niczego się nie przydaję, ale oglądając filmiki o śmiesznych kotach na YT, tym bardziej do niczego się nie przydam. BEZNADZIEJA.
Może powinnam zrobić coś konstruktywnego ze swoim życiem... Pouczyć się...
A nie Bóg zabrał mi nawet kartkówkę z angielskiego i przeniósł na kolejny tydzień. Jak żyć?!
Chwila! Może pralka się wyprała!
Wstaję.
Biegnę do łazienki.
Cholera... ciągle wiruje...
Shit!
Wracam bardzo zrezygnowana do salonu.
Dalej szukać nowego celu w życiu.
Może powinnam znaleźć sobie jakieś nowe hobby? Rozwińmy listę moich dotychczasowych zainteresowań: pisanie, czytanie, film, serial, Wiedźmin Dziki Gon, rysowanie, rękodzieło artystyczne, puzzle, śpiewanie w wannie, balet, filatelistyka, harmonijka ustna, zbieranie grzybów
i wędkarstwo...
Pomyślmy czego tu jeszcze brakuje. Może kupię sobie jeszcze ukulele, albo zacznę haftować, nauczę się Mandaryńskiego, tudzież zaplanuję epicki napad na bank (tak czysto teoretycznie rzecz jasna).
Ale to może następnym razem bo pralka mi się nareszcie wyprała!
HURA! Biegnę!

Brak komentarzy: