Czasami chciałbym napisać coś naprawdę niezwykłego.
Przeczytałam tak wiele książek, pełnych tak wielu cytatów, które nie tylko ukształtowały mnie jako człowieka, ale nadal wpływają na moje życie. Dlatego, za każdym razem sięgając po kartkę i długopis, marzę o słowach tak wielkich, jak te Umberto Eco... Poruszających, jak te Erica Emmanuela Schmitta, prawdziwych, jak słowa Reginy Brett, magicznych, niczym te Brandona Mulla i ekscytujących, jakby wyjętych ze świata Ursuli Le Guin. Ale za każdym razem, gdy próbuję przelać na papier coś podobnego, zamieram w bezruchu.
Słowa nie płyną już jak dawniej, a ledwo potrafię je wykrztusić. Historie, które mam w głowie i które nawiedzają mnie we snach nie mogą wydostać się poza ramy mojej własnej wyobraźni.
Bo chciałabym, żeby każde zdanie było idealne, by trzymało w napięciu i prowadziło do łez. Żeby zostawało w pamięci i skłaniało do myślenia, na długo po tym jak je przeczytasz. Żeby zawładnęło twoim sercem...
Tyle że, kwadratowe zdania i kanciaste słowa raczej szybko ulegają zapomnieniu, tonąc w spokojnym morzu szarości. I to, co miały wzburzać raczej usypiają, a ja kończę opowieść po jednym, góra dwóch rozdziałach. I zastanawiam się, gdzie podziała się frajda, którą czułam niegdyś, zagłębiając się w każdej wymyślonej przeze mnie historii.
Utonęła. W zbyt wielkich oczekiwaniach i zbyt wybujałych ambicjach. Ponieważ od zawsze marzyłam o tym, by zostać pisarką. By porywać daleko i wysoko w przestworza ludzkie dusze, tak samo jak moją nie raz porwał nie jeden autor. A kiedy wreszcie udało mi się coś stworzyć - zamilkłam. Przerażona tym, jak wielki może mieć to wpływ na moje przyszłe i teraźniejsze życie. Jak bardzo zachwieje to moją spokojną egzystencją oraz jak wielka ciąży na mnie odpowiedzialność. Bo pisanie książek, to ogromna odpowiedzialność.
Od tej pory milczę. Trochę przygnieciona sławą i geniuszem innych pisarzy, trochę przestraszona. Boję się zarówno porażki jak i sukcesu. I teraz opowiadania nie przynoszą mi już takiej satysfakcji. Nie uciekam w świat mojej wyobraźni tak często, jak jeszcze kilka lat temu, ponieważ zewnętrzny świat nie przeraża mnie już tak bardzo. A jednak czasem brak mi tego, że stojąc w pustym pokoju potrafiłam wykreować niesamowitą rzeczywistość, najczęściej przepełnioną magią.
Dziś doświadczam więcej magii w tej rzeczywistości, twardej i stałej, dlatego chyba brak mi jej w głowie. Brakuje w niej również słów, które byłyby odpowiednie do opisania czegoś, co jest piękne, a zarazem ekscytujące. I wyciągam je z ust wielkim pisarzom, podczas gdy powinny być moje. Może nie będą tak idealne jak bym chciała, ale przecież nie można mieć wszystkiego od razu.
Przeczytałam dziś niezwykle mądry felieton, o tym jak wielką wagę ma nasze słowo pisane i o tym, że nigdy nie powinniśmy tonąć we własnych wymaganiach. A mnie chyba ostatnio się to przytrafia. I zamierzam się zreflektować, poprawić. Być może nawet zawalczyć znowu o moje stare marzenia, które zakurzone i poszarzałe leżą gdzieś w głębi mojej głowy. Bądź co bądź o marzenia warto jest walczyć.

Brak komentarzy: