W ogóle to muszę się pochwalić, że powinnam dostać order "Janusza biznesu", bo upolowałam dwie kiecki za cztery dychy w sumie, a początkowo każda z nich była za ponad stówę. Tak więc proszę o brawa i oklaski, ceremonia wręczenia medalu zaplanowana jest na za tydzień.
I to wcale nie jest tak, że po prostu miałam szczęście, że jedyny rozmiar w sklepie jaki został to było 32, a nie oszukujmy się tylko szczególne przypadki mogą nosić taki rozmiar, to jest takie, co mają zaskakująco szybki metabolizm, albo tasiemca. I to jestem ja, choć do tasiemca się nie przyznaję.
W każdym razie idę odebrać moją paczkę. Wchodzę do sklepu, krokiem pewnym niczym krok rewolwerowca na dzikim zachodzie. Podchodzę do kasy i mówię: "Że proszę Pani ja to bym chciała odebrać moje zamówienie." Pani na to, że jasne jasne, że wszystko fajnie, nazwisko poproszę. Ja się przedstawiam, pokerowa twarz nadal zachowana... A potem Pani mnie pyta o cztery ostatnie cyfry mojego numeru telefonu. Tia...
Więc ja tak sobie stoję, jednym łokciem nadal oparta o ladę, ale swobodna poza robi się trochę mniej swobodna, a uśmiech tak powoli zaczyna znikać z mojej twarzy. I ja już wiem w tym momencie, że egzamin na dorosłość został oblany, ale może jeszcze egzamin na roztrzepanego studenta zdołam zdać.
Co za tym idzie, oznajmiam, że nie pamiętam. Pani patrzy na mnie z lekką dezaprobatą i mówi, że jak nie pamiętam czterech ostatnich cyfr to mogę podać cały numer. Tym razem to ja stoję i patrzę na nią, bo nie oszukujmy się, nie wygrałaby konkursu na pomocnika roku i tym razem order uśmiechu trafi do kogoś innego.
Z ciężkim sercem komunikuję jej, że najzwyczajniej w świecie nie pamiętam swojego numeru telefonu. Pani patrzy na mnie jak na ostatnią ofermę życiową. Najprawdopodobniej też myśli, że albo jestem niezwykle sławną osobą i dlatego często zmieniam numery telefonu, żeby do mnie paparazzi nie wydzwaniali, albo jestem zwyczajnym oszustem. Oczami duszy już widzę prawie, jak ona naciska guzik ochrony i ten tęższy Pan z wąsem co stał przy wejściu wyprowadza mnie na oczach wszystkich, ale bez mojej paczki rzecz jasna.
Tryby w mózgu mi znacznie przyspieszają, bo mimo że Pan przy wejściu wydawał się miły, to nie chcę zawrzeć z nim bliższej znajomości. Myślę i myślę, z pod czerepu już chyba zaczyna mi się kopcić, bo Pani w końcu rzuca mi ostatnie, pełne politowania spojrzenie, po czym postanawia się nade mną ulitować i mówi:
- Ale wie Pani, że podała Pani swój numer telefonu podczas zamówienia i on jest na fakturze, którą ma Pani ma mailu.
- Ahhhhh rzeczywiście!
Boże jedyny, żeby mi się teraz tylko pakiet nie zaciął...

Brak komentarzy: