Tak wiem, brzmi to jak początek kiepskiego suchara. Nie mniej jednak taka właśnie, prześmiewcza oraz ironiczna, jest moja rzeczywistość.
Ostatnio już, swoim niedawnym wpisem, zapoczątkowałam lawinę refleksji, na temat moich pisarskich wynurzeń. Dziś postanawiam kontynuować, a w sumie, w bliżej nie określonej przyszłości, dokończyć temat jeszcze jednym wpisem, tworząc tym samym istny tryptyk o ciężkim życiu na sawannie twórczości. Tym samym muszę również powiadomić was, o jednej, niezmiernie istotnej kwestii.
Albowiem, od piątej klasy podstawówki, kiedy to przebywszy ciężką drogę rysowania szlaczków i rozszyfrowywania kolorowych plam,otrzymałam upragnione poświadczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, bezsprzecznie świadczące o moim umysłowym niedojebaniu oraz mogłam z dumą, i bez uprzedzenia rozpocząć, swoją burzliwą egzystencję DYSORTOGRAFIKA, w deszczowej i nieprzebytej dotąd dżungli ortografii, oraz interpunkcji.
Jeżeli ktoś z was, jeszcze nie do końca rozumie, czym objawia się powyższe ciężkie schorzenie... Pokazuję i objaśniam.
Jeśli jesteście tymi gekonami geniuszu, które nie mają najmniejszego problemu, z podaniem prawidłowej odpowiedzi - gratuluję. Szczerze i uprzejmie. Padam do waszych stup/łapek...
Bowiem ja, niestety prawidłowej odpowiedzi nie znam. I prawdopodobnie nigdy nie będzie mi danie poznać, ani opanować jakże ciężkiej oraz zawiłej sztuki prawidłowego łączenia wyrazów. Ja niestety jestem tym bakłażanem beznadziei, który wszystkie powyższe trzy formy, potrafi z powodzeniem zastosować, w jednym, krótkim wypracowaniu.
I tutaj już niestety wkraczają moje polonistki, ze wszystkich poprzednich lat mej edukacji, które raczej bez dumy, a ze znacznym zmieszaniem i niepewnością czytają moje wypociny. Gdzieś po drodze, same gubiąc się w tym co jest poprawne, a co nie... (Ja w pełni rozumiem.)
Wspominałam, że w tym roku piszę maturę?
Wspominałam że jestem na profilu humanistycznym?
Tak/Nie
Nie pamiętam...
Ale tak. To prawda. Jestem prawilnym humanem. Borykającym się od lat, z niezwykle trudnym zagadnieniem -jakim jest pisownia wyrazu: "ogórek". Uwierzcie słownik mi to właśnie podkreślił i poprawiłam. Nie ściemniam...
Zapytacie jak przeżyłam do tego czasu, nie pożarta, przez polonistów? Cóż.. .Było ciężko. Nie mniej jednak, dobrnęłam jakoś do tego etapu, kiedy za miesiąc, żaden polonista nie będzie musiał stresować się moją zacną osobą i moimi "ogórkami". Za to ja, każdy urzędowy dokument będę wypełniać cztery razy, jeśli nie więcej. (Sytuacje w urzędzie to materiał na kolejny felieton.)
Jednak, jakimś cudem, mimo mojej szaleńczej przeprawy, przez wzburzony ocean zawiłości polskiego języka, udało mi się dobić, do kilku ważnych wysepek tejże humanistycznej egzystencji.
Co wypełnia moje maleńkie bakłażanie wnętrze, granitową satysfakcją, a łzy wzruszenia ściekają mi po cierpkiej skórce. Liśćmi ocieram...
Próbuję przez to wszystko powiedzieć, że nie warto się poddawać. Nawet jeśli ogranicza nas nasze mózgowe niedojebanie! Z odwagą w oczach skaczmy w dół, z wodospadów poprawnej polszczyzny, licząc na to, że nie rozbijemy się gdzieś na skałach.
Ostatnio już, swoim niedawnym wpisem, zapoczątkowałam lawinę refleksji, na temat moich pisarskich wynurzeń. Dziś postanawiam kontynuować, a w sumie, w bliżej nie określonej przyszłości, dokończyć temat jeszcze jednym wpisem, tworząc tym samym istny tryptyk o ciężkim życiu na sawannie twórczości. Tym samym muszę również powiadomić was, o jednej, niezmiernie istotnej kwestii.
Albowiem, od piątej klasy podstawówki, kiedy to przebywszy ciężką drogę rysowania szlaczków i rozszyfrowywania kolorowych plam,otrzymałam upragnione poświadczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, bezsprzecznie świadczące o moim umysłowym niedojebaniu oraz mogłam z dumą, i bez uprzedzenia rozpocząć, swoją burzliwą egzystencję DYSORTOGRAFIKA, w deszczowej i nieprzebytej dotąd dżungli ortografii, oraz interpunkcji.
Jeżeli ktoś z was, jeszcze nie do końca rozumie, czym objawia się powyższe ciężkie schorzenie... Pokazuję i objaśniam.
Jeśli jesteście tymi gekonami geniuszu, które nie mają najmniejszego problemu, z podaniem prawidłowej odpowiedzi - gratuluję. Szczerze i uprzejmie. Padam do waszych stup/łapek...
Bowiem ja, niestety prawidłowej odpowiedzi nie znam. I prawdopodobnie nigdy nie będzie mi danie poznać, ani opanować jakże ciężkiej oraz zawiłej sztuki prawidłowego łączenia wyrazów. Ja niestety jestem tym bakłażanem beznadziei, który wszystkie powyższe trzy formy, potrafi z powodzeniem zastosować, w jednym, krótkim wypracowaniu.
I tutaj już niestety wkraczają moje polonistki, ze wszystkich poprzednich lat mej edukacji, które raczej bez dumy, a ze znacznym zmieszaniem i niepewnością czytają moje wypociny. Gdzieś po drodze, same gubiąc się w tym co jest poprawne, a co nie... (Ja w pełni rozumiem.)
Wspominałam, że w tym roku piszę maturę?
Wspominałam że jestem na profilu humanistycznym?
Tak/Nie
Nie pamiętam...
Ale tak. To prawda. Jestem prawilnym humanem. Borykającym się od lat, z niezwykle trudnym zagadnieniem -jakim jest pisownia wyrazu: "ogórek". Uwierzcie słownik mi to właśnie podkreślił i poprawiłam. Nie ściemniam...
Zapytacie jak przeżyłam do tego czasu, nie pożarta, przez polonistów? Cóż.. .Było ciężko. Nie mniej jednak, dobrnęłam jakoś do tego etapu, kiedy za miesiąc, żaden polonista nie będzie musiał stresować się moją zacną osobą i moimi "ogórkami". Za to ja, każdy urzędowy dokument będę wypełniać cztery razy, jeśli nie więcej. (Sytuacje w urzędzie to materiał na kolejny felieton.)
Jednak, jakimś cudem, mimo mojej szaleńczej przeprawy, przez wzburzony ocean zawiłości polskiego języka, udało mi się dobić, do kilku ważnych wysepek tejże humanistycznej egzystencji.
Co wypełnia moje maleńkie bakłażanie wnętrze, granitową satysfakcją, a łzy wzruszenia ściekają mi po cierpkiej skórce. Liśćmi ocieram...
Próbuję przez to wszystko powiedzieć, że nie warto się poddawać. Nawet jeśli ogranicza nas nasze mózgowe niedojebanie! Z odwagą w oczach skaczmy w dół, z wodospadów poprawnej polszczyzny, licząc na to, że nie rozbijemy się gdzieś na skałach.

Brak komentarzy: