Jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek z was pracował z dziećmi, wie, że cierpliwości trza mieć pod czoło. Zresztą przydaje się ona nie tylko w kontekście dzieci. Ja jednak posłużę się tym przykładem, gdyż przez pewien czas pracowałam jako stażystka na warsztatach wakacyjnych prowadzonych przez dom kultury. W ramach tegoż stażu przeniosłam się nawet na kilka tygodni do dziadków, aby mieć bliżej do pracy ( poświęcenie - jest).
Wracając jednak. W pracy z dzieciakami
liczy się spokój (tyle z teorii). Zwłaszcza jeśli ich liczba
przekracza 60. Po kilku tygodniach spędzonych z taką gromadą z
całą stanowczością mogła bym orzec jak czuje się matka tylu
bachorów. Odpowiedź brzmi: INTERESUJĄCO...
Niby to dzieci, a muszę im przyznać,
że pyskować potrafią, bo kontry miały bezbłędne. Już
pierwszego dnia przeżyłam poważne zderzenie z rzeczywistością.
Rzecz działa się na boisku, gdy jednego takiego delikwenta
zapraszałam na rozgrzewkę.
- No kolego! - wołam. - Na rozgrzewkę.
Raz, raz.
- Nie mogę - odpowiada gnojek,
wpieprzając kolejnego batona.
- Dlaczego nie możesz? - pytam.
- Bo jestem leniwy.
- Jak to leniwy???
- No jakoś tak wyszło, od urodzenia.
Bada-bum... Mały właśnie wygrał
toster!
Co byście zrobili na moim miejscu???
podejrzewam, że tak jak ja stalibyście osłupieni.
Powiem szczerze, że dopiero przy tej
pracy naprawdę nauczyłam się cierpliwości, która muszę to
przyznać, jest złotem. Trzeba ją mieć do życia, szkoły,
znajomych, rodziny, słowem do wszystkiego. A bardzo często nie
zdajemy sobie sprawy z tego jak wiele będzie nam jej potrzebne w
późniejszym życiu. Swoje pokłady cierpliwości odkryłam dopiero
podczas pracy z dziećmi. Było to naprawdę niesamowite i jedyne w
swoim rodzaju przeżycie. Które w pewien sposób natchnęło mnie do
stworzeniu tego bloga.
Pewnie jeszcze nie raz usłyszycie ode
mnie takie platynowe myśli. Czasem będę je wplatać w moje
doświadczenia i historie a czasami będę pisać cholernie
bezpośrednio. Więc radzę się przyzwyczaić ;)

Brak komentarzy: